*Harry*
- Liam… zapomniałem mojego
naszyjnika! – syknąłem w stronę przyjaciela
- Młody! Zawsze czegoś zapominasz! Nie mamy czasu na to, aby się po niego wrócić.
- Ale ja bez niego nie wyjdę na scenę!
- No to masz problem. Nigdzie się nie wracamy. Już i tak się spóźniliśmy!
- To ty masz problem! Przylecę następnym samolotem. – powiedziałem i wybiegłem z samolotu, który za kilka minut miał startować.
- Harry! Co ty robisz!? – wrzeszczał za mną Liam.
- Ja muszę po niego jechać! – odkrzyknąłem mu oddalając się od niego.
Naszyjnik, który dostałem od matki kiedy szedłem do XF. Był on ze mną od początku mojej kariery. Zawsze przy mnie. Nie mogę jechać bez niego. Wiem, dziwne… Ale on daję mi więcej wiary w siebie. Kiedyś zapomniałem go na siebie założyć. Zepsułem cały występ. Może tylko sobie to wmawiam, że on mi pomaga? Może on nic mi nie daje? Jednak kiedy mam go przy sobie, mam wrażenie, jak gdyby mama była przy mnie… Jak gdyby cały czas mi dopingowała… Podczas moich przemyśleń, jechałem już w stronę mieszkania wynajęta taksówką. Pół godziny później byłem na miejscu. Dałem kierowcy odpowiedni banknot i szybkim krokiem ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Przekręciłam klucz w zamku i pędem pobiegłem do swojej sypialni. Na szczęście naszyjnik był na swoim miejscu. Nie musiałem szukać go w tym bałaganie, który panował w pomieszczeniu. Złapałem go w dłoń i zbiegłem na dół. Z kuchni wziąłem butelkę wody, która stała na wyspie i wybiegłem z domu. Wpadłem do garażu jak strzała i wsiadłem w czarnego Renge Rover’a. Musiałem jak najszybciej dostać się na lotnisko i zabukować jakieś bilety. To, że dzisiaj dostanę się do Nowego Jorku było jak jeden do stu. Ale musiałem próbować. Wskazówka na liczniku, nie zmieniała swojego miejsca. Cały czas wskazywała sto kilometrów na godzinę. Nie było to bezpieczne, ponieważ o tej godzinie przez miasto przewija się wiele ludzi. Kiedy zatrzymałem się na czerwonym świetle, odczułem potrzebę napicia się. Kiedy gwint butelki miałem już w ustach, światło zaczęło zmieniać barwę na zieloną. Ruszyłem nie patrząc na nic i to był błąd. Nagle na przejściu dla pieszych znalazła się jakaś dziewczyna. Skończyło się na tym, że wylądowała ona na mojej masce. Ale chwila… Chwila, moment. To jest Katniss. Boże! Potrąciłem Katniss! Szybko wyskoczyłem z samochodu i zacząłem ją cucić. Miałem nadzieję, że uda mi się ją obudzić bez interwencji lekarzy. Jednak kiedy ujrzałem strużkę szkarłatnej cieczy płynącej wzdłuż jej twarzy dłonie momentalnie powędrowały do tylniej kieszeni w której znajdował się telefon. Opuszkiem kciuka, stuknąłem trzy razy w szybkę iphona i połączyłem się z dyspozytorem. Karetka miała zjawić się za pięć minut. Z sekundy na sekundę, wkoło samochodu zbierało się coraz więcej gapiów. Następny telefon, który wykonałem był do Danielle.
- Potrąciłem Katniss. Nie wiem co z nią jest. Leży nie przytomna na masce mojego samochodu. – mówiłem dławiąc się łzami. Od samego początku naszej znajomości, pokazywałem wszystkim wokoło, jak bardzo nie darzę sympatią tej dziewczyny. Prawda była zupełnie inna. Plułem sobie w brodę, że nie sprawdziłem, czy może nikt nie chce przejść na drugą stronę jezdni.
- Styles! Coś ty zrobił?! Boże… - wyraźnie dało się usłyszeć, że zaczęła płakać – Gdzie?! Jak?! Jeżeli coś jej się stanie, pamiętaj że będziesz następny! – warknęła i rozłączyła się.
Kolejny telefon wykonany był do Liama. Jednak zamiast jego głosu, usłyszałem tylko „abonament tymczasowo niedostępny”. Pewnie na górze nie ma zasięgu. Spróbuję później. – pomyślałem. Chwilę później, usłyszałem karetkę, która jechała w nasza stronę na sygnale. Włożyli nieruchome ciało Kat na nosze, które później wsadzili do karetki i odjechali. Jeden z lekarzy, prosił mnie abym też udał się na oddział, żeby mnie zbadali tak wiec zrobiłem. Wsiadłem w samochód i ruszyłem za zielonożółtym pojazdem.
*Katniss*
- Młody! Zawsze czegoś zapominasz! Nie mamy czasu na to, aby się po niego wrócić.
- Ale ja bez niego nie wyjdę na scenę!
- No to masz problem. Nigdzie się nie wracamy. Już i tak się spóźniliśmy!
- To ty masz problem! Przylecę następnym samolotem. – powiedziałem i wybiegłem z samolotu, który za kilka minut miał startować.
- Harry! Co ty robisz!? – wrzeszczał za mną Liam.
- Ja muszę po niego jechać! – odkrzyknąłem mu oddalając się od niego.
Naszyjnik, który dostałem od matki kiedy szedłem do XF. Był on ze mną od początku mojej kariery. Zawsze przy mnie. Nie mogę jechać bez niego. Wiem, dziwne… Ale on daję mi więcej wiary w siebie. Kiedyś zapomniałem go na siebie założyć. Zepsułem cały występ. Może tylko sobie to wmawiam, że on mi pomaga? Może on nic mi nie daje? Jednak kiedy mam go przy sobie, mam wrażenie, jak gdyby mama była przy mnie… Jak gdyby cały czas mi dopingowała… Podczas moich przemyśleń, jechałem już w stronę mieszkania wynajęta taksówką. Pół godziny później byłem na miejscu. Dałem kierowcy odpowiedni banknot i szybkim krokiem ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Przekręciłam klucz w zamku i pędem pobiegłem do swojej sypialni. Na szczęście naszyjnik był na swoim miejscu. Nie musiałem szukać go w tym bałaganie, który panował w pomieszczeniu. Złapałem go w dłoń i zbiegłem na dół. Z kuchni wziąłem butelkę wody, która stała na wyspie i wybiegłem z domu. Wpadłem do garażu jak strzała i wsiadłem w czarnego Renge Rover’a. Musiałem jak najszybciej dostać się na lotnisko i zabukować jakieś bilety. To, że dzisiaj dostanę się do Nowego Jorku było jak jeden do stu. Ale musiałem próbować. Wskazówka na liczniku, nie zmieniała swojego miejsca. Cały czas wskazywała sto kilometrów na godzinę. Nie było to bezpieczne, ponieważ o tej godzinie przez miasto przewija się wiele ludzi. Kiedy zatrzymałem się na czerwonym świetle, odczułem potrzebę napicia się. Kiedy gwint butelki miałem już w ustach, światło zaczęło zmieniać barwę na zieloną. Ruszyłem nie patrząc na nic i to był błąd. Nagle na przejściu dla pieszych znalazła się jakaś dziewczyna. Skończyło się na tym, że wylądowała ona na mojej masce. Ale chwila… Chwila, moment. To jest Katniss. Boże! Potrąciłem Katniss! Szybko wyskoczyłem z samochodu i zacząłem ją cucić. Miałem nadzieję, że uda mi się ją obudzić bez interwencji lekarzy. Jednak kiedy ujrzałem strużkę szkarłatnej cieczy płynącej wzdłuż jej twarzy dłonie momentalnie powędrowały do tylniej kieszeni w której znajdował się telefon. Opuszkiem kciuka, stuknąłem trzy razy w szybkę iphona i połączyłem się z dyspozytorem. Karetka miała zjawić się za pięć minut. Z sekundy na sekundę, wkoło samochodu zbierało się coraz więcej gapiów. Następny telefon, który wykonałem był do Danielle.
- Potrąciłem Katniss. Nie wiem co z nią jest. Leży nie przytomna na masce mojego samochodu. – mówiłem dławiąc się łzami. Od samego początku naszej znajomości, pokazywałem wszystkim wokoło, jak bardzo nie darzę sympatią tej dziewczyny. Prawda była zupełnie inna. Plułem sobie w brodę, że nie sprawdziłem, czy może nikt nie chce przejść na drugą stronę jezdni.
- Styles! Coś ty zrobił?! Boże… - wyraźnie dało się usłyszeć, że zaczęła płakać – Gdzie?! Jak?! Jeżeli coś jej się stanie, pamiętaj że będziesz następny! – warknęła i rozłączyła się.
Kolejny telefon wykonany był do Liama. Jednak zamiast jego głosu, usłyszałem tylko „abonament tymczasowo niedostępny”. Pewnie na górze nie ma zasięgu. Spróbuję później. – pomyślałem. Chwilę później, usłyszałem karetkę, która jechała w nasza stronę na sygnale. Włożyli nieruchome ciało Kat na nosze, które później wsadzili do karetki i odjechali. Jeden z lekarzy, prosił mnie abym też udał się na oddział, żeby mnie zbadali tak wiec zrobiłem. Wsiadłem w samochód i ruszyłem za zielonożółtym pojazdem.
*Katniss*
Kiedy chłopacy zapakowali
się do samolotu, postanowiłam, że pójdę się przejść i przemyślę całą sprawę z
Niallem. Coraz bardziej wymyka się ona spod kontroli. On coraz częściej daje mi
do zrozumienia, że coś do mnie czuje, a ja nie umiem tego odwzajemnić… A może
boję się posunąć o krok dalej? Może boję się późniejszego złamanego serca? Nie
mam pojęcia, wiem jedno… Strasznie boję się tego co mogło by być.
- Dzisiejszą szkołę sobie odpuszczam. – oznajmiłam Danielle – Idę się przejść, muszę przemyśleć kilka spraw. Dobrze wiesz, jakich…
- Dobrze, ale uważaj na siebie – powiedziała przytulając mnie – Ja wracam do mieszkania, a potem jadę na zajęcia. Do zobaczenia wieczorem – cmoknęła mnie w policzek i poszła. Zanim zmyłam się z lotniska, pożegnałam się jeszcze z Pezz i Eleanor i umówiłam się z nimi na wieczorną kawę.
Kiedy przechodziłam przez pewien urokliwy park, przede mną spacerowała starsza para, która trzymała się za ręce. W pewnym momencie ten starszy pan powiedział do swojej żony „Kto by pomyślał, jakiś czas temu nie chciałaś mi dać szansy, bałaś się, że cię skrzywdzę, a dzisiaj obchodzimy pięćdziesiątą rocznicę ślubu. Kocham cię Heleno.” Czy to jakiś żart? Ci ludzie byli podstawieni, prawda? Chyba jednak będę musiała porozmawiać z blondaskiem. Jednak nie jestem sama. Jednak tacy ludzie jak ja, istnieją. Jednak nie tylko ja boję się odrzucenia, nie tylko ja boję się konsekwencji swoich czynów… Chyba jednak najlepszym rozwiązaniem będzie rozmowa z nim… Poczekam aż wróci z Amerki i wtedy to zrobię. Obiecuję. Kiedy wychodziłam z parku, chciałam przejść na drugą stronę, aby dojść do jakiegoś spożywczego, ponieważ od samego rana nie miałam nic w ustach, a mój brzuch coraz bardziej przypominał o swoim istnieniu. Kiedy doszłam już do pasów, światło zaczęło zmieniać się z zielonego na czerwone, jednak zdecydowałam się przejść. Zanim jednak to zrobiłam, dokładnie sprawdziłam czy aby na pewno, nic nie mogło by targnąć na moje życie i zdrowie. Najbliższy czarny rang rover znajdował się sto metrów dalej, zatrzymany najprawdopodobniej ze względu koloru światła. Stwierdziłam, że jeśli przebiegnę przez zebrę, zdążę. Jak zaplanowałam, tak zrobiłam. Byłam już prawie na drugiej stronie, jednak ten samochód, który był tak daleko znalazł się przy mnie sekundę. Uderzył we mnie i poczułam silny ból wydobywający się z wnętrza mojej głowy a przed oczyma zaświeciła mi ciemność…
- Dzisiejszą szkołę sobie odpuszczam. – oznajmiłam Danielle – Idę się przejść, muszę przemyśleć kilka spraw. Dobrze wiesz, jakich…
- Dobrze, ale uważaj na siebie – powiedziała przytulając mnie – Ja wracam do mieszkania, a potem jadę na zajęcia. Do zobaczenia wieczorem – cmoknęła mnie w policzek i poszła. Zanim zmyłam się z lotniska, pożegnałam się jeszcze z Pezz i Eleanor i umówiłam się z nimi na wieczorną kawę.
Kiedy przechodziłam przez pewien urokliwy park, przede mną spacerowała starsza para, która trzymała się za ręce. W pewnym momencie ten starszy pan powiedział do swojej żony „Kto by pomyślał, jakiś czas temu nie chciałaś mi dać szansy, bałaś się, że cię skrzywdzę, a dzisiaj obchodzimy pięćdziesiątą rocznicę ślubu. Kocham cię Heleno.” Czy to jakiś żart? Ci ludzie byli podstawieni, prawda? Chyba jednak będę musiała porozmawiać z blondaskiem. Jednak nie jestem sama. Jednak tacy ludzie jak ja, istnieją. Jednak nie tylko ja boję się odrzucenia, nie tylko ja boję się konsekwencji swoich czynów… Chyba jednak najlepszym rozwiązaniem będzie rozmowa z nim… Poczekam aż wróci z Amerki i wtedy to zrobię. Obiecuję. Kiedy wychodziłam z parku, chciałam przejść na drugą stronę, aby dojść do jakiegoś spożywczego, ponieważ od samego rana nie miałam nic w ustach, a mój brzuch coraz bardziej przypominał o swoim istnieniu. Kiedy doszłam już do pasów, światło zaczęło zmieniać się z zielonego na czerwone, jednak zdecydowałam się przejść. Zanim jednak to zrobiłam, dokładnie sprawdziłam czy aby na pewno, nic nie mogło by targnąć na moje życie i zdrowie. Najbliższy czarny rang rover znajdował się sto metrów dalej, zatrzymany najprawdopodobniej ze względu koloru światła. Stwierdziłam, że jeśli przebiegnę przez zebrę, zdążę. Jak zaplanowałam, tak zrobiłam. Byłam już prawie na drugiej stronie, jednak ten samochód, który był tak daleko znalazł się przy mnie sekundę. Uderzył we mnie i poczułam silny ból wydobywający się z wnętrza mojej głowy a przed oczyma zaświeciła mi ciemność…
*Harry*
Przy szpitalnym łóżku
siedziałem już drugą godzinę, a ona jak leżała, tak leżała. Na krześle przy
ścianie siedziała Danielle ciągle mierząc mnie groźnym wzrokiem. W tej chwili,
zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno ta dziewczyna darzy mnie choć
odrobinę swoją sympatią. Ale nie dziwię się jej… Też miałbym żal do kogoś, kto
prawie zabił mojego przyjaciela. Z jej perspektywy mogło by to wyglądać tak, że
zrobiłem to specjalnie, bo niby nie lubię Katniss. Z resztą, pewnie właśnie tak
to wyglądało i cała reszta będzie myślała to samo, jednak nikt nie zna prawdy… Z
Lou oddalamy się od siebie coraz bardziej, nie tylko przez to, że zaniedbuję
zespół przez swoje imprezy, ale w większej części ze względu na fanki. To one
wymyśliły sobie jakiegoś Larry’ego, którego wcale nie ma. O reszcie chłopaków,
wolę nawet nie wspominać. Czasami nawet zwykłego, pierdolonego „cześć” nie możemy powiedzieć w swoją stronę. Szczerze mówiąc, tylko przed kamerami i fankami
pokazujemy, jak jest kolorowo. W rzeczywistości, wszystko jest szare i chujowe.
Ja wiem, że to wszystko z mojej winy… Ale ja tak nie chcę. Chce, żeby było jak
dawniej. Żeby było tak, jak w dwu tysięcznym dziesiątym. Chcę starych nas. Ja
już tak nie mogę dłużej…
- Zadzwoniłeś chociaż do chłopaków, mało myślący idioto? – warknęła w moją stronę Danielle, przerywając moje wewnętrzne przemyślenia.
- Tak… To znaczy, nie. Liam nie miał zasięgu.- odpowiedziałem zrezygnowany.
- Czasami zastanawiam się, czy aby na pewno jesteś już dorosły. Coraz częściej zachowujesz się jak dzieciak! Jak rozkapryszona głupia gwiazdka! – zaczęła mi wrzucać Dani. Ale nie mam jej tego za złe, wiem, że ma rację. – Przepraszam… Nie chciałam tego powiedzieć. – podeszła do mnie i przytuliła mnie. – Ja idę zadzwonić do reszty. Powinni wiedzieć, dlaczego… Właśnie! Dlaczego nie poleciałeś z nimi? – zdezorientowana dziewczyna, zapytała dlaczego nie ma mnie z resztą w samolocie, lecącym do Ameryki.
- Zapomniałem tego – wskazałem na moją szyję.
- Serio? Hahahahahaha, wróciłeś się po naszyjnik? I przy okazji o mało co, nie zabiłeś Katniss?! Wszystko z tobą w porządku?
- Nie! Nic nie jest w porządku! – wybuchnąłem, chciałem wszystko jej wyśpiewać, jednak powstrzymałem się. Nie będę zgrywać ofiary, która nie umie swoich spraw załatwić sam. Zrobię to inaczej, po swojemu… Danielle, pokręciła tylko głową z dezaprobatą i wyszła z pomieszczenia.
Chwilę po jej wyjściu, Katniss zaczęła się chyba wybudzać. Nie wiem, nie chciałem siać paniki. Może to tylko moje dzikie urojenia. Jednak kiedy po raz drugi ścisnęła moją rękę, którą cały czas trzymałem na jej drobnej dłoni, wiedziałem że jednak wraca do rzeczywistości. Kiedy uchyliła jedno oko, byłem wręcz pewny tego, ze zaraz zacznie funkcjonować. Nagle do sali weszła Danielle. A ja całkiem zapomniałem o wybudzającej się Katniss, leżącej na ohydnym, szpitalnym łóżku.
- Witaj dwudziesty pierwszy wieku – powiedziała dziewczyna, siadając tam, gdzie ostatnio. - Chłopacy już wiedzą, właśnie wracają do Londynu. Odwołali występ, fani cię nienawidzą, z reszta Niall też, a o dwudziestej masz jechać na spotkanie z Paulem.
- Kurwa. – warknąłem, ale na tyle cicho, aby Dani tego nie usłyszała.
- Nie ma co płakać, nad rozlanym mlekiem. Nie chciałeś tego zrobić, chyba to zrozumieją. Wypadki chodzą po ludziach, jednak… Tobie te wypadki i wpadki zdarzają się coraz częściej, Styles.
- Danielle, ja już nie daję sobie rady. Nie wyrabiam psychicznie. To wszystko zaczyna mnie zabijać od środka, rozumiesz? Ja nie mam już nawet z kim pogadać… Wszyscy mnie nienawidzą. – pierwszy raz się jej żaliłem, pierwszy raz od jakiegoś czasu w ogóle mówiłem coś szczerze. Pierwszy raz, mówiłem coś, co leżało mi na sercu.
- Harry, widzę to. Ale ty nie chcesz dać sobie pomóc. – przerwała na chwilę, podeszła do mnie i mnie przytuliła. – Wszyscy cię kochają, jesteś naszym małym Curly, nie pamiętasz już? – mówiła dalej, głaszcząc mnie po plecach.
- Dani… Patrz! Katniss! Ona się budzi!
- Pójdę po lekarza, nic nie rób – podniosła się z podłogi i wyszła z pomieszczenia w poszukiwaniu jakiegoś starszego pana w białym fartuchu.
- Katniss, słyszysz mnie? – zapytałem z nadzieją, pochylając się nad nią.
- Ha..y? Gd..e ja je..se..m? – wychrypiała.
- Jesteś w szpitalu, słońce – odpowiedziałem jej, przełykając gulę, która utworzyła się wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa. Dopiero po fakcie zrozumiałem co powiedziałem. Przecież ona może wszystko potem pamiętać. Jaki ja jestem głupi! – karciłem sam siebie w myślach.
- Słońce? Słońce to świeci na niebie. Ja jestem Katniss, a dla ciebie królowa i pani Katniss. – fuknęła w moja stronę. Dochodziło do mnie tylko jedno.
Wybudziła się.
Nic jej nie jest.
Nie straciła pamięci.
- Możesz mi wytłumaczyć kilka rzeczy, idioto? – zapytała, po chwili ciszy.
- Oczywiście.
- A więc, dlaczego tutaj jestem. Dlaczego jestem poprzypinana do tej całej aparatury? Dlaczego nie ma cię z chłopakami, tylko siedzisz tutaj? Dlaczego twoje oczy wyglądają jak gdybyś płakał?
- Strasznie dużo pytań zadajesz.
- Wiem.
- A więc…
- A więc?
- A więc…
- No mów w końcu, idioto!
- A więc…
- Powiesz jeszcze jedno „a więc” a ukręcę ci łeb, zgniła maszkaro.
- A więc…
- Przestań kurwa!
- Ja pierdole! Pozwól mi w końcu dokończyć, a nie się wcinasz głupia idiotko. A więc, jesteś tutaj, bo miałaś wypadek. Jesteś podłączona do tego wszystkiego, bo musisz. Jestem tutaj, bo musiałem wrócić się po coś do domu. Moje oczy wyglądają jak wyglądają, ponieważ płakałem. Przez ciebie. Tak! Przez ciebie. Myślałem, że się nie wybudzisz, a jeśli już to zrobisz, stracisz pamięć. Przeze mnie. Jednak teraz żałuję, że nie zabiłem cię.
- Zadzwoniłeś chociaż do chłopaków, mało myślący idioto? – warknęła w moją stronę Danielle, przerywając moje wewnętrzne przemyślenia.
- Tak… To znaczy, nie. Liam nie miał zasięgu.- odpowiedziałem zrezygnowany.
- Czasami zastanawiam się, czy aby na pewno jesteś już dorosły. Coraz częściej zachowujesz się jak dzieciak! Jak rozkapryszona głupia gwiazdka! – zaczęła mi wrzucać Dani. Ale nie mam jej tego za złe, wiem, że ma rację. – Przepraszam… Nie chciałam tego powiedzieć. – podeszła do mnie i przytuliła mnie. – Ja idę zadzwonić do reszty. Powinni wiedzieć, dlaczego… Właśnie! Dlaczego nie poleciałeś z nimi? – zdezorientowana dziewczyna, zapytała dlaczego nie ma mnie z resztą w samolocie, lecącym do Ameryki.
- Zapomniałem tego – wskazałem na moją szyję.
- Serio? Hahahahahaha, wróciłeś się po naszyjnik? I przy okazji o mało co, nie zabiłeś Katniss?! Wszystko z tobą w porządku?
- Nie! Nic nie jest w porządku! – wybuchnąłem, chciałem wszystko jej wyśpiewać, jednak powstrzymałem się. Nie będę zgrywać ofiary, która nie umie swoich spraw załatwić sam. Zrobię to inaczej, po swojemu… Danielle, pokręciła tylko głową z dezaprobatą i wyszła z pomieszczenia.
Chwilę po jej wyjściu, Katniss zaczęła się chyba wybudzać. Nie wiem, nie chciałem siać paniki. Może to tylko moje dzikie urojenia. Jednak kiedy po raz drugi ścisnęła moją rękę, którą cały czas trzymałem na jej drobnej dłoni, wiedziałem że jednak wraca do rzeczywistości. Kiedy uchyliła jedno oko, byłem wręcz pewny tego, ze zaraz zacznie funkcjonować. Nagle do sali weszła Danielle. A ja całkiem zapomniałem o wybudzającej się Katniss, leżącej na ohydnym, szpitalnym łóżku.
- Witaj dwudziesty pierwszy wieku – powiedziała dziewczyna, siadając tam, gdzie ostatnio. - Chłopacy już wiedzą, właśnie wracają do Londynu. Odwołali występ, fani cię nienawidzą, z reszta Niall też, a o dwudziestej masz jechać na spotkanie z Paulem.
- Kurwa. – warknąłem, ale na tyle cicho, aby Dani tego nie usłyszała.
- Nie ma co płakać, nad rozlanym mlekiem. Nie chciałeś tego zrobić, chyba to zrozumieją. Wypadki chodzą po ludziach, jednak… Tobie te wypadki i wpadki zdarzają się coraz częściej, Styles.
- Danielle, ja już nie daję sobie rady. Nie wyrabiam psychicznie. To wszystko zaczyna mnie zabijać od środka, rozumiesz? Ja nie mam już nawet z kim pogadać… Wszyscy mnie nienawidzą. – pierwszy raz się jej żaliłem, pierwszy raz od jakiegoś czasu w ogóle mówiłem coś szczerze. Pierwszy raz, mówiłem coś, co leżało mi na sercu.
- Harry, widzę to. Ale ty nie chcesz dać sobie pomóc. – przerwała na chwilę, podeszła do mnie i mnie przytuliła. – Wszyscy cię kochają, jesteś naszym małym Curly, nie pamiętasz już? – mówiła dalej, głaszcząc mnie po plecach.
- Dani… Patrz! Katniss! Ona się budzi!
- Pójdę po lekarza, nic nie rób – podniosła się z podłogi i wyszła z pomieszczenia w poszukiwaniu jakiegoś starszego pana w białym fartuchu.
- Katniss, słyszysz mnie? – zapytałem z nadzieją, pochylając się nad nią.
- Ha..y? Gd..e ja je..se..m? – wychrypiała.
- Jesteś w szpitalu, słońce – odpowiedziałem jej, przełykając gulę, która utworzyła się wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa. Dopiero po fakcie zrozumiałem co powiedziałem. Przecież ona może wszystko potem pamiętać. Jaki ja jestem głupi! – karciłem sam siebie w myślach.
- Słońce? Słońce to świeci na niebie. Ja jestem Katniss, a dla ciebie królowa i pani Katniss. – fuknęła w moja stronę. Dochodziło do mnie tylko jedno.
Wybudziła się.
Nic jej nie jest.
Nie straciła pamięci.
- Możesz mi wytłumaczyć kilka rzeczy, idioto? – zapytała, po chwili ciszy.
- Oczywiście.
- A więc, dlaczego tutaj jestem. Dlaczego jestem poprzypinana do tej całej aparatury? Dlaczego nie ma cię z chłopakami, tylko siedzisz tutaj? Dlaczego twoje oczy wyglądają jak gdybyś płakał?
- Strasznie dużo pytań zadajesz.
- Wiem.
- A więc…
- A więc?
- A więc…
- No mów w końcu, idioto!
- A więc…
- Powiesz jeszcze jedno „a więc” a ukręcę ci łeb, zgniła maszkaro.
- A więc…
- Przestań kurwa!
- Ja pierdole! Pozwól mi w końcu dokończyć, a nie się wcinasz głupia idiotko. A więc, jesteś tutaj, bo miałaś wypadek. Jesteś podłączona do tego wszystkiego, bo musisz. Jestem tutaj, bo musiałem wrócić się po coś do domu. Moje oczy wyglądają jak wyglądają, ponieważ płakałem. Przez ciebie. Tak! Przez ciebie. Myślałem, że się nie wybudzisz, a jeśli już to zrobisz, stracisz pamięć. Przeze mnie. Jednak teraz żałuję, że nie zabiłem cię.
*Katniss*
- Kiedy otwarłam oczy, byłam w jakiejś ohydnej, szarej sali. Nie znam tego miejsca. Nagle zorientowałam się, że leżę na łóżku. A to musi być szpital, ponieważ zza ucha wydobywa się charakterystyczne pikanie sprzętu lekarskiego.
- Ha..y? Gd..e ja je..se..m? – wychrypiałam.
- Jesteś w szpitalu, słońce – odpowiedział mi Harry. Zaraz, Harry!? Co on tu robi?! Dlaczego on tak do mnie mówi? Dlaczego wygląda, jak by płakał przez pół dnia?
- Słońce? Słońce to świeci na niebie. Ja jestem Katniss, a dla ciebie królowa i pani Katniss. – fuknęła w jego stronę. - Możesz mi wytłumaczyć kilka rzeczy, idioto? – zapytałam po chwili.
- Oczywiście.
- A więc, dlaczego tutaj jestem. Dlaczego jestem poprzypinana do tej całej aparatury? Dlaczego nie ma cię z chłopakami, tylko siedzisz tutaj? Dlaczego twoje oczy wyglądają jak gdybyś płakał?
- Strasznie dużo pytań zadajesz.
- Wiem.
- A więc…
- A więc?
- A więc…
- No mów w końcu, idioto!
- A więc…
- Powiesz jeszcze jedno „a więc” a ukręcę ci łeb, zgniła maszkaro.
- A więc…
- Przestań kurwa!
- Ja pierdole! Pozwól mi w końcu dokończyć, a nie się wcinasz głupia idiotko. A więc, jesteś tutaj, bo miałaś wypadek. Jesteś podłączona do tego wszystkiego, bo musisz. Jestem tutaj, bo musiałem wrócić się po coś do domu. Moje oczy wyglądają jak wyglądają, ponieważ płakałem. Przez ciebie. Tak! Przez ciebie. Myślałem, że się nie wybudzisz, a jeśli już to zrobisz, stracisz pamięć. Przeze mnie. Jednak teraz żałuję, że nie zabiłem cię.
Wypowiedział ostatnie słowa, a ja momentalnie zalałam się łzami. Dlaczego? Sama nie wiem. Zaczęłam się szarpać i chciałam podejść do Stylesa i uderzyć, cokolwiek, jednak te wszystkie kabelki i rurki uniemożliwiały mi to. Nagle poczułam zaciskające się ramiona na rękach i ciche szepty z prośbą o uspokojenie.
-Przepraszam…
To był Harry. Poznałam jego charakterystyczny zapach perfum. Pytanie, skąd znam jego zapach? Wczoraj się do mnie przystawiał, prawda? Dobra, nieważne. Nie mając siły, na dalsze szarpanie się, po prostu odpuściłam i odwzajemniłam uścisk. Sama nie wiem dlaczego. Nagle w drzwiach pojawiła się Danielle, a za nią Niall. Kiedy zobaczył mnie razem z Harrym, z którym tkwiłam w uścisku odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. Ja szybko wyswobodziłam się z ramion Stylesa i nie zważając na wszystkie kable, jakimi byłam przykuta do tego cholernego łóżka rzuciłam się w pogoń za Horanem. Co za paranoja. Cały czas boję się o to, że to on mnie zrani, że to ja będę mieć złamane serce, a tak właściwie to ja cały czas ranię jego.
Kiedy biegłam przez korytarz, o mały włos nie zabiłam Lou, który myślał, że biegnę w jego stronę i stanął na środku przejścia i rozłożył ręce.
- Przepraszam! – krzyknęłam nawet nie obracając się za siebie. – Horan! Ty głupia blond świnio! Stój wreszcie! Nie mam siły za tobą biec dalej! – krzyknęłam tym razem do Nialla, siadając na pierwsze lepsze krzesełko, które stało przy jednym z wejść do szpitalnych sal.
- Idź sobie do tego swojego Stylesa! Obydwaj jesteście siebie warci. Zakłamani, fałszywi… - mówił w moją stronę, ze łzami w oczach Niall.
- Ale to nie tak!
- A niby jak?! Wiem co widziałem!
- Może widziałeś, ale nic nie wiesz!
- Wystarczy że widziałem. – warknął w moją stronę odwracając się do wyjścia.
- Horan idioto! Czekaj. – Znowu zaczęłam za nim biec i kiedy już go dogoniłam, zachłannie wpiłam się w jego usta…
- Kiedy otwarłam oczy, byłam w jakiejś ohydnej, szarej sali. Nie znam tego miejsca. Nagle zorientowałam się, że leżę na łóżku. A to musi być szpital, ponieważ zza ucha wydobywa się charakterystyczne pikanie sprzętu lekarskiego.
- Ha..y? Gd..e ja je..se..m? – wychrypiałam.
- Jesteś w szpitalu, słońce – odpowiedział mi Harry. Zaraz, Harry!? Co on tu robi?! Dlaczego on tak do mnie mówi? Dlaczego wygląda, jak by płakał przez pół dnia?
- Słońce? Słońce to świeci na niebie. Ja jestem Katniss, a dla ciebie królowa i pani Katniss. – fuknęła w jego stronę. - Możesz mi wytłumaczyć kilka rzeczy, idioto? – zapytałam po chwili.
- Oczywiście.
- A więc, dlaczego tutaj jestem. Dlaczego jestem poprzypinana do tej całej aparatury? Dlaczego nie ma cię z chłopakami, tylko siedzisz tutaj? Dlaczego twoje oczy wyglądają jak gdybyś płakał?
- Strasznie dużo pytań zadajesz.
- Wiem.
- A więc…
- A więc?
- A więc…
- No mów w końcu, idioto!
- A więc…
- Powiesz jeszcze jedno „a więc” a ukręcę ci łeb, zgniła maszkaro.
- A więc…
- Przestań kurwa!
- Ja pierdole! Pozwól mi w końcu dokończyć, a nie się wcinasz głupia idiotko. A więc, jesteś tutaj, bo miałaś wypadek. Jesteś podłączona do tego wszystkiego, bo musisz. Jestem tutaj, bo musiałem wrócić się po coś do domu. Moje oczy wyglądają jak wyglądają, ponieważ płakałem. Przez ciebie. Tak! Przez ciebie. Myślałem, że się nie wybudzisz, a jeśli już to zrobisz, stracisz pamięć. Przeze mnie. Jednak teraz żałuję, że nie zabiłem cię.
Wypowiedział ostatnie słowa, a ja momentalnie zalałam się łzami. Dlaczego? Sama nie wiem. Zaczęłam się szarpać i chciałam podejść do Stylesa i uderzyć, cokolwiek, jednak te wszystkie kabelki i rurki uniemożliwiały mi to. Nagle poczułam zaciskające się ramiona na rękach i ciche szepty z prośbą o uspokojenie.
-Przepraszam…
To był Harry. Poznałam jego charakterystyczny zapach perfum. Pytanie, skąd znam jego zapach? Wczoraj się do mnie przystawiał, prawda? Dobra, nieważne. Nie mając siły, na dalsze szarpanie się, po prostu odpuściłam i odwzajemniłam uścisk. Sama nie wiem dlaczego. Nagle w drzwiach pojawiła się Danielle, a za nią Niall. Kiedy zobaczył mnie razem z Harrym, z którym tkwiłam w uścisku odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. Ja szybko wyswobodziłam się z ramion Stylesa i nie zważając na wszystkie kable, jakimi byłam przykuta do tego cholernego łóżka rzuciłam się w pogoń za Horanem. Co za paranoja. Cały czas boję się o to, że to on mnie zrani, że to ja będę mieć złamane serce, a tak właściwie to ja cały czas ranię jego.
Kiedy biegłam przez korytarz, o mały włos nie zabiłam Lou, który myślał, że biegnę w jego stronę i stanął na środku przejścia i rozłożył ręce.
- Przepraszam! – krzyknęłam nawet nie obracając się za siebie. – Horan! Ty głupia blond świnio! Stój wreszcie! Nie mam siły za tobą biec dalej! – krzyknęłam tym razem do Nialla, siadając na pierwsze lepsze krzesełko, które stało przy jednym z wejść do szpitalnych sal.
- Idź sobie do tego swojego Stylesa! Obydwaj jesteście siebie warci. Zakłamani, fałszywi… - mówił w moją stronę, ze łzami w oczach Niall.
- Ale to nie tak!
- A niby jak?! Wiem co widziałem!
- Może widziałeś, ale nic nie wiesz!
- Wystarczy że widziałem. – warknął w moją stronę odwracając się do wyjścia.
- Horan idioto! Czekaj. – Znowu zaczęłam za nim biec i kiedy już go dogoniłam, zachłannie wpiłam się w jego usta…
___________________________________________
jest ósemka! chyba nawet jestem z niego zadowolona. pisałam go caaaaaluśki dzień. A pomysł na niego, wpadł mi do głowy, uwaga... podczas pobytu w kościele. hahah, ale jestem krejzol, co nie? XD Jest on pisany w przeważającej części z perspektywy Harry'ego, więc jest coś nowego. :) W ogóle, jest to najdłuższy rozdział w całym opowiadaniu, jak na razie. Nie mam pojęcia, czy jest on dobry pod względem interpunkcji i tak dalej, ale nie mam siły go już sprawdzać. Zajmę się tym jutro. w rozdziale nie ma także żadnych gifów ani zdjęć, tym także zajmę się jutro, chociaż nie ma tego dużo, nie mam już na to wszystko siły. Dziękuję za 1800 wejść. *-* Dziękuję każdemu z osobna, za poświęcenie chociaż tych cennych pięciu minutek swojego życia, na przeczytanie tego szajsu. :') Chciałabym wam jeszcze życzyć
WESOŁEGO ALLELUJA I SMACZNEGO JAJKA. :)
WESOŁEGO ALLELUJA I SMACZNEGO JAJKA. :)
dobranoc dzióbki, oliv xx
Rozdział jest bajeczny. Chyba najbardziej żal mi Harry'ego. Przecież nie potrącił Katniss specjalnie. Nie chciał tego, a po drugie chyba mu się podoba. Myślę, że Katniss chce być z Horanem tylko dlatego aby go nie zranić. Może się po pewnym czasie w nim zakocha? Może. Ale myślę, że pomiędzy nią, a Hazzą mogłoby coś być.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;*
<333
OdpowiedzUsuńAwwwwwww! ^^ W. Końcu. Będą. Razem. Prawda?! ;> Ja proszę, prooooszę, bardzo ładnie, oczka al'a kot w butach i w ogóle! ^^
OdpowiedzUsuńHarry... Coraz bardziej się przy nim gmatwam, już sama nie wiem co o nim myśleć. Nadal go uwielbiam, bo to w końcu Harry ^^ Ale... Sama nie wiem, nadal myślę, że to Natniss powinno istnieć, a nie Karry...
Czekam na nn! ^^
Ah, właśnie! ^^ Szablon... Cudowny! ^^ Wiedziałam, że Violent idealnie sobie poradzi, dobra robota, prezentuje się rewelacyjnie! ^^ Całkiem inaczej niż zwykłe, czarne tło ^^
OdpowiedzUsuńwydaje mi się że powinnaś częściej chodzić do kościoła :*
OdpowiedzUsuńta, ale tylko jak organisty nie ma bo inaczej to masakra <3
Usuń...bo najlepsze pomysły przychodzą do głowy w kościele <3
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty ;p
i żeby tradycji stała się radość, ktoś musiał zostać potrącony ;D hehe