sobota, 23 marca 2013

Rozdział 7




- No dalej, śpiochu! Nie spędzisz kolejnego dnia w łóżku! – wrzeszczała mi nad uchem Danielle. – Daje ci ostatnie pięć minut. – powiedziała i wyszła.
Nie robiąc sobie nic z jej próśb i gróźb przewróciłam się tylko na drugi bok, nakryłam kołdrą po sam czubek głowy i dalej spałam. Po kilku minutach, a może godzinach, do pokoju ponownie wpadła Dani.
- No chyba sobie żarty robisz… Jest po szesnastej! Co ty sobie mała wyobrażasz? Ze mną nie będziesz całymi dniami spać, o nie! Wstawaj! – wrzeszczała zirytowana trzy razy mocniej niż wcześniej, ciągnąc mnie za nogi zwisające za łóżkiem.
- Nigdzie się stąd nie ruszam, tu mi wygodnie. – syknęłam w jej stronę.
- Czyli mam rozumieć, że dzisiaj nigdzie nie wychodzimy?
- Tak, przynajmniej ja nie wychodzę, a teraz bądź tak łaskawa niewiasto i wyjdź z tej oto komnaty. – warknęłam.
- No dobrze, skoro tak mówisz, to sama pójdę na imprezę.
- Imprezę, powiadasz? – momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej, a w moich oczach można było ujrzeć iskierki radości. – Dlaczego nie mówisz od razu o co ci chodzi, tylko owijasz w bawełnę, bałwanie? – fuknęłam i ruszyłam w stronę łazienki aby się trochę ogarnąć.

Co jak co, ale prawie dwa dni leżenia w łóżku, to nie był najlepszy pomysł. Tłuste i skudlone włosy, podkrążone oczy pomimo tylu godzin spania, ale to wszystko było nic z odciśniętymi słuchawkami na lewym policzku. By to szlag. Po co ja zostawiłam je wpięte w telefon? – karciłam się w myślach.   
 
Kiedy doczłapałam się do pomieszczenia, zwanego łazienką, zwinnym ruchem pozbyłam się stroju, który miałam na sobie od piątku wieczora. Następnie wskoczyłam pod prysznic i zaczęłam dokładnie szorować swoje delikatne ciałko. Kiedy byłam już pachnąca, zabrałam się za te tłuste włosy, które opadały na mokre ramiona. Nałożyłam na nie jagodowy szampon i zaczęłam szorować. Później spłukałam je dokładnie wodą i wyszłam spod prysznica. Dokładnie wytarłam ręcznikiem całą siebie, a później włosy. Następnie w skórę wtarłam kokosowy balsam, a we włosy trochę lnu. Kolejnym krokiem było wysuszenie ich. Po wykonanych czynnościach, wyszłam z łazienki. Kiedy szłam w stronę pokoju, z głową w obłokach, zderzyłam się z Dani, która najwidoczniej też się zamyśliła. Na szczęście nic, ani nikt nie uległ zniszczeniu.
- Dani, my idziemy na imprezę, czy na jakieś rozdanie Oscarów? – zapytałam robiąc duże oczy, widząc strój przyjaciółki, który składał się z łososiowej sukienki, czarnych szpilek i kopertówki tego samego koloru.
- Oj Katniss, Katniss. – pokręciła głową De.
- No bo kurde, chciałam ubrać się jakoś na luzie, no wiesz… W spodnie. Dobrze wiesz, jak nie lubię sukienek, ale nie mam innego wyjścia. Jeśli założę, to co sobie wymyśliłam, będę przy tobie wyglądać jak wsiór. A tak przy okazji, to gdzie się wybieramy? – powiedziałam wszystko, prawie na jednym tchu.
- Oddychaj! I nie gadaj tyle, tylko idź się w końcu ubierz jakoś, jak człowiek. No bo chyba w samej bieliźnie, tak jak teraz stoisz nie pójdziesz, tak?
- Sugerujesz, że bielizna to nie odpowiedni strój na imprezę? – powiedziałam z ironią.
- Nic już nie mów, tylko idź się ubierz, proszę. – powiedziała, wyraźnie zdenerwowana moim gadulstwem.

Nie chcąc doprowadzić Dani do wybuchu, wykonałam jej polecenie. Z szafy wybrałam jedyną sukienkę jaką posiadam i czarną marynarkę. Ubrałam się, a później podeszłam do toaletki aby wykonać lekki makijaż. Na rzęsy nałożyłam dwie warstwy czarnego tuszu a na policzki trochę pudru. Stwierdziłam, że pobawię się jeszcze trochę i dorobię czarne kreski na powiekach. Na usta nałożyłam malinowy błyszczyk i byłam już prawie gotowa. Został mi 
jedynie dylemat, co założę na stopy. Mój wybór trafił na kochane conversy, które na szczęście były tego samego koloru co góra sukienki. Zwarta i gotowa wyszłam z pokoju i zaczęłam szukać Danielle. Znalazłam ją siedzącą przy lustrze w swoim pokoju. 
- Tak mnie mądralo pospieszałaś, a sama jeszcze nie jesteś gotowa. – prychnęłam w jej stronę.
- Nie pyskuj, młoda. – ucięła krótko.

*Dziesięć minut później*

- No daleeeeeeeeeej, ile można się malować?! – zawyłam zirytowana.
- Tyle, ile jest to konieczne. – odpowiedziała Dani.
- Kto to? – zapytałam podchodząc do ramki, w której znajdowało się zdjęcie Danielle z jakąś ciemnowłosą dziewczyną.
- Ale, że kto?
- No ona – podeszłam do dziewczyny z ramką w ręku, pokazując jej palcem na nieznaną mi dziewczynę.
- Ah tak, to dziewczyna Lou, Eleanor. – uśmiechnęła się Dani.
- To ten idiota ma dziewczynę? – zdziwiłam się.
- Każda istota ludzka ma zdolność kochania, mała. – mrugnęła w moją stronę. – Mogłabyś zadzwonić po taksówkę? – zapytała.
- No ależ oczywiście, o pani. – teatralnie ukłoniłam się przed dziewczyną.

*Czterdzieści minut później*

- Dlaczego zamiast imprezy, widzę tłum rozwrzeszczanych nastolatek w bluzkach z podobiznami… One Direction? – spojrzałam wściekle na Dani.
- No bo przed imprezą, idziemy na koncert robaczku – uśmiechnęła się.
- Dlaczego mnie nie powiadomiłaś o tym?
- Bo nie odczuwałam takiej potrzeby, a teraz wysiadaj i nie rób zamieszania. Idziemy do wejścia numer dwadzieścia jeden, a potem z Edem do chłopaków. – zarządziła.
- Tak jest, o pani. – zabawnie zasalutowałam.
Kiedy otwarłam drzwi taksówki, moje bębenki eksplodowały. Cały ten tłum, który przez szybę samochodu wyglądał tak nie groźnie, skandował imiona chłopców jedno po drugim. Szczerze, to nie wiem jak one wszystkie, bo nie widziałam tam żadnego chłopaka, wytrzymywały. Kiedy dochodziłyśmy już do wyznaczonego przez Dani wejścia, zostałam oślepiona błyskiem fleszy. Reporterzy jeden przez drugiego przekrzykiwali się i zadawali jakieś pytania skierowane do Dani, ale nie byłam w stanie wyłapać żadnego z nich. Nie czekając ani chwili dłużej, pociągnęłam duże drzwi i weszłam, a właściwie to wbiegłam do środka. Po chwili doszedł do nas potężny facet i jak mówiła plakietka, miał on na imię Ed, czyli ten ochroniarz, który miał nas wprowadzić do chłopaków. Szczerze mówiąc, nigdy nie zastanawiałam się, jak wyglądają koncerty takich sław od tak zwanej kuchni. Pierwszy raz jestem za kulisami, pierwszy raz będę w garderobie gwiazdy. Kiedy doszliśmy do drzwi, na których wysiała karteczka „One Direction” Ed wpuścił nas do środka. Inaczej wyobrażałam sobie garderobę gwiazd.
- A tutaj to jakieś tornado wpuściliście, czy Harryego? – zapytałam na wejściu, widząc sajgon jaki panował w środku.
- Nieletnim, surowo wstęp wzbroniony. – warknął Styles.
- To przepraszam bardzo, co ty tu robisz?
- Zamknąć się! – wrzasnęła Dani.
 - Tak jest, o pani. – powiedzieliśmy obydwoje, odwracając się w jej stronę, jak potulne baranki.
- I tak ma być. – triumfalnie wyszczerzyła się dziewczyna.
Po chwili dopadł do mnie Lou i ścisnął niewyobrażalnie mocno.
- Lou… Dus…isz. – wychrypiałam.
- Oj, przepraszam. – poluźnił uścisk – tak lepiej, ślicznotko? – zapytał i w tym momencie, jakiś głos nad nami chrząknął, a Lou mnie puścił.
- Cześć, jestem Eleanor, dziewczyna dusiciela. – uśmiechnęła się dziewczyna podając mi rękę.
- Tak, wiem. Milo mi, Kat. – odwzajemniłam uścisk dłoni.
- Perrie! – wrzasnęłam widząc miziającą się parkę w kąciku pomieszczenia.
- Katniss! Robaczku, jak ja cię dawno nie widziałam. – podbiegła do mnie i wyściskała.
- Tęskniłam! – szepnęłam jej do ucha.
- Przepraszam, ja też tu jestem… - zaznaczył swoją obecność Zayn.
- No oczywiście, chodź tu do mnie prosiaku! – podeszłam do bruneta i jego też wyściskałam.
- Bo będę zazdrosna… - pomachała mi przed nosem ręką Pezz.
- No ale o co? – dopytywał się Malik i dał swojej dziewczynie słodkiego całusa w usta.

Następnym moim celem był Horanek, który siedział w  przeciwległym końcu garderoby. Kiedy do niego dochodziłam, do pomieszczenia wpadł jakiś koleś ze słuchawkami na głowie i powiadomił chłopców o wyjściu na scenę, które powinno nastąpić dwie minuty temu.
- To wszystko przez dużą dupę Everdeen! Zasłoniła zegarek i nie widzieliśmy ile czasu nam jeszcze zostało! – zawył Styles.
- Złotko, kto ci pozwolił patrzeć na moją dupę? – droczyłam się z nim.
- Jest taka duża, że nie trudno jej nie zauważyć. – odgryzł się.
Horan widząc to, że chciałam do niego podejść, również ruszył w moją stronę i spotkaliśmy się na środku.
- Hej mała – powiedział i przytulił mnie. Szczerze mówiąc, nie było mi to na rękę, ale nie chciałam robić mu przykrości, więc odwzajemniłam uścisk.
- Niall! Chodź już! – krzyknął Harry.
- Zamknij się. – odkrzyknął mu blondynek – Wcale nie masz dużej dupy – powiedział – Życz mi powodzenia na koncercie, proszę… - powiedział i odwrócił się wypinając dupę w moją stronę.
- Nialler, wiem jak wygląda twój tył. – powiedziałam nieco skrępowana.
- Kopnij mnie!
Jak chciał, tak zrobiłam. Kopnęłam go. Jednak zrobiłam to chyba troszkę za mocno.
- Przepraszam – powiedziałam i popchnęłam go w stronę wyjścia, za którymi reszta chłopaków zniknęła kilka chwil temu.
- To co, młode, idziemy podziwiać show naszych mężczyzn?
- Oczywiście! – krzyknęłyśmy wszystkie trzy chórem.

Koncert minął bardzo szybko, może dlatego, że spędzony w tak miłym towarzystwie? Szczerze mówiąc, przesłuchałam tylko trzy piosenki i bardzo mi się spodobały. Podczas jednej z nich, kiedy Liam podszedł do Harry’ego, ten uderzył go w dolne skarby faceta.
- Oj, Liam dzisiaj sobie nie porucha… - parsknęłam śmiechem, w stronę Danielle.
Ta jednak nic nie odpowiedziała, tylko pokręciła głową przewracając oczyma.




Po trzech godzinach siedzenia na O2, udaliśmy się w stronę domu Liama. Kiedy podjechaliśmy na podjazd, oczy chciały wyskoczyć mi z orbit. Piękny, duży dom z basenem. Marzenia. Aż trudno uwierzyć, że należy on do jednej osoby.
Kiedy weszłam do środka, trudno było mi się oprzeć żeby nie dotknąć każdej rzeczy, która w nim stała. Najbardziej chyba spodobało mi się pianino, które stało w rogu olbrzymiego salonu. Ten instrument, darzę wielkim sentymentem. Na lekcji grania na pianinie, poznałam się z Anną… Ale nie, dzisiaj nie chcę do tego wracać… Jeszcze nie… 


Przed dwudziestą trzecią, kiedy nasza domówka, zaczęła przybierać na sile, chwiejnym krokiem poszłam do kuchni. Stanęłam przy wiszącej szafce ze szklankami i próbowałam ściągnąć jedną z nich. Jednak byłam na to nieco za niska. Nagle zza mojej ręki, wyłoniła się jeszcze jedna – męska ręka. Nie był to Niall, poznałabym perfumy. Był to Harry, od którego aż po oczach bił alkohol, który dało się wyczuć z jego uchylonych ust. Podał mi naczynie i szarmancko się uśmiechnął. Kiedy chciałam, wrócić do salonu, szarpnął mnie za rękę czego skutkiem było zbicie szklanki, która wypadła mi wprost na posadzkę.
- No i co idioto narobiłeś?! Teraz to posprzątasz! – wybełkotałam w jego stronę.
On jednak nic sobie z tego nie robiąc, przycisnął mnie do ściany, twarz wziął w obie dłonie i zaczął się niebezpiecznie przysuwać.
- Puść mnie! – krzyknęłam.
- Teraz, będziesz moja. – uśmiechnął się szeroko i gdyby nie uszy, uśmiech miał by pewnie dookoła głowy.
- Ale ty jesteś zabawny… - syknęłam i uderzyłam go kolanem w męskie klejnoty.
- Kurwa! Jesteś jakaś nie normalna! – wrzasnął, łapiąc się za swoje przyrodzenie.
- Sam się o to prosiłeś, skarbie. – prychnęłam i wyszłam.

Resztę imprezy przesiedziałam z Zaynem i Perrie. Nie miałam zamiaru powtarzać  tego, co było w piątek i nie chciałam też zostać ofiarą gwałtu.
Około trzeciej wszyscy popadali w salonie na kanapie bądź na stołach, jak to było w przypadku Lou, ponieważ o ósmej rano, chłopacy mieli samolot do Nowego Jorku.

*Poniedziałek rano, siódma dwadzieścia trzy *

- WSTAWAĆ! BO SIĘ SPÓŹNICIE! – zawyła jak syrena strażacka, Danielle.
- Kobieto, daj się ludziom wyspać! – zajęczał Niall.
- Słońce skoro chcecie zaspać, na samolot to proszę bardzo! – wrzasnęła.
- Hahahahahahha, Niall, co ci się stało? – wybuchnęłam śmiechem, kiedy zobaczyłam Horana, który miał na twarzy dorysowane wąsy i okulary.
- Ale, że o co ci chodzi? – zapytał zdezorientowany.- O to – podałam mu telefon, aby się przejrzał.- Kurwa! – krzyknął trzy razy mocniej niż Dani. 
Wtedy wszyscy się obudzili. Kiedy zorientowali się która godzina, jeden przez drugiego zaczęli się przekrzykiwać, biegać po domu jak oparzeni. O siódmej pięćdziesiąt, wszyscy siedzieliśmy w busie, który miał zawieźć nas na lotnisko. Na szczęście chłopacy lecieli prywatnym samolotem, jednak pilot nie był zadowolony z ich spóźnienia.

Pożegnałam się z każdym, omijając jednak Stylesa. Horanka zostawiłam sobie na koniec. Podeszłam do niego i przytuliłam go, z czego widocznie był zadowolony, ponieważ na jego twarzy zagościł promienny uśmiech.
- Mam nadzieję, że nic głupiego w Ameryce, nie strzeli ci do głowy, głuptasie.
- Obiecuję. – powiedział i pocałował mnie w policzek.
Po moim grzbiecie przebiegło tysiące mrówek. Pierwszy raz tak zareagowałam na jego buziaka. Szczerze, nie spodobało mi się to…
- A ty obiecaj, że zaopiekujesz się moim sercem, które zostawiam przy tobie, tutaj, w Londynie. – powiedział i odwrócił się na pięcie w stronę samolotu.
Przez pierwsze dziesięć sekund stałam wryta w ziemię i nic do mnie nie dochodziło, jednak kiedy samolot zaczął startować w moich oczach pojawiły się łzy. Już zaczęłam tęsknić. Zaczęłam tęsknić za chłopakiem, który zostawił swoje serce przy mnie… Za chłopakiem, który mnie kocha…



_____________________________________


Jest siódemka! Wyszła mi tak, jak chciałam. Jestem zadowolona. ^^ Jednak zła jestem na bloggera, który nie chce dodawać mi obrazków! >.< Dodam je jutro, jak się wyśpię i będę miała więcej cierpliwości.  Z tym rozdziałem, miałam najwięcej kłopotów. Pisałam go pół tygodnia! :O

Jeśli to czytasz, proszę, skomentuj. To dla mnie ważne.  Wszystkie komentarze są strasznie motywujące, ale wy chyba o tym wiecie. :') Więc, czytasz = komentujesz. Miło będzie też, jeżeli zaobserwujecie. (: Dziękuję za ponad 1300 wejść. <3 Niby mało, ale dla mnie cholernie dużo.  Nie wiem kiedy będzie następny, ale mam nadzieję, że pojawi się on już niebawem. Dobranoc. :*
oliv. xx

ps. znacie może kogoś, kto specjalizuje się w robieniu szablonów na bloga? Znasz? pisz na gg: 44725490 :) ale bez zbędnego spamu proszę. 

7 komentarzy:

  1. dodaję komentarz. STAWIASZ PIWO ! :* :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne! <3

    //Fanka Nati *o* :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Mówiłam Ci już, że Cię kocham? :D Rozdział boski :D Widzę, że tutaj to Danielle jest mummy Directioner? :D Super, nie mogę doczekać się następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O proszę, Harry coś zaczął. Hm hm, ciekawe jak się to rozwinie..? :) Nialler, mój słodziutki Nialler, jest taki uroczy! <3 Ogólnie rozdział mi się podoba, ale pisze tak przy każdym, więc chyba cię to nawet nie zdziwi. Twórz dalej, bo z niecierpliwością czekam na rozwój akcji! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, nie mogę z tego budzenia rano i wydarzenia na scenie w czasie koncertu, i z pomalowanej twarzy Nialla, hahaha! ^^
    Końcówka była tak urocza i piękna, że cały czas się uśmiecham wspominając. Niall jest cholernie uroczy, słodki, czarujący, posiada taki przedziwny urok ^^ Ja Ci to mówię, piszę, myślę, wysyłam za pomocą telepatii, że oni, Niall i Kate muszą być sobą, no po prostu koniec i kropka! ^^
    Harry... On mnie cholernie zawsze pociąga, ale nie! On nie może tego zepsuć, no! Niech się dalej kłócą, ale na tym koniec. Proooszę! ^^

    Co do szablonu, to napisałam Ci już na gg, mam nadzieję, że skorzystasz ;)

    Czekam na następny! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. zaszalałaś <3

    OdpowiedzUsuń

* CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)
* Liczę na szczerą opinię, i czekam na ostrą krytykę :)
* Jeśli zostawisz link do swojego bloga, w wolnym czasie do niego zajrzę, ale byłabym wdzięczna jeśli zostawialibyście je w podkategorii SPAM :)
* Za wszystkie komentarze, dziękuje z caaaaaaaałego serduszka. :*