PRZECZYTAJ AKTUALNOŚCI PO PRAWEJ STRONIE.
…Szybko podbiegłam do lekko kołyszącego się blondyna.
- Dziękuję. – wysapałam w jego szyję i cmoknęłam w policzek.
Jakże wielkie zaskoczenie
było, kiedy chłopak nic nie mówiąc, odtrącił mnie i pchnął w drugi koniec łazienki.
- Harry? – zapytał podejrzliwie spokojnie mój „wybawca”, zabawnie podnosząc lewą brew – chciałbyś mi może coś powiedzieć?
- Wydaje mi się… - zaczął zielonooki, lecz nie było dane mu zakończyć swojej myśli, ponieważ porywczy blondyn, któremu najwyraźniej oprócz krwi w żyłach towarzyszył także alkohol, a nawet bardzo dużo alkoholu, podbiegł do niego w przerażająco szybkim tempie i rzucił się na niego, niczym wilk na surowe mięso po czym zaczął obkładać go pięściami.
- Niall! Co ty do cholery robisz?! – zaczęłam wrzeszczeć, podbiegając do niego i tłukąc w jego plecy… swoją drogą, bardzo umięśnione plecy.
- Coś, na co ten bydlak zasługuje! Zresztą, zamknij mordę i się nie odzywaj! Po raz kolejny widzę was w dwuznacznej sytuacji! Najlepiej będzie, jeśli stąd wyjdziesz i już tu nie wrócisz. – Syknął z niewyobrażalną ilością jadu w każdym z wypowiedzianych słów, a przed moimi oczami pojawiła się… ciemność.
Myślałam, że mu na mnie zależy, jednak chyba się myliłam… A może zależało, ale już przestało? Ale… ale przecież...ugh! Tak czy siak, to boli. Cholernie.
Momentalnie się od niego odsunęłam i powoli podchodząc do ściany, ukucnęłam podnosząc kolana pod brodę i zaczęłam płakać. Po prostu. To mnie przerasta. Jeszcze niecałe dwadzieścia cztery godziny temu, wszystko było dobrze. Później w najmniej oczekiwanym momencie, zostałam potrącona przez Harry’ego. Następnie, pod wpływem impulsu pocałowałam Horana. To chyba samo za siebie mówi, że coś do niego czuję, pomimo tego, iż nie chciałam tego przyznać, jakaś cząstka mojego serca jest zajęta przez uroczego Irlandczyka… Cała ta chora impreza, śmierć rodziców Eleanor, po raz kolejny straszny Harry. Oziębły Niall. To naprawdę za dużo, jak na jeden dzień. Analizując swoje dotychczasowe życie, zastanawiam się, jaki psychopata pisał scenariusz mojego życia. Istnieje coś takiego jak szczęście? Bo mam wrażenie, że ja wyczerpałam już limit jak na jedno życie. Ale… o ironio! Przecież ja nigdy nie byłam szczęśliwa. Nigdy.
Po kilku minutach szlochania, otarłam wierzchem dłoni rozgrzane policzki i podniosłam głowę nad kolana, aby mieć dobry widok na chłopaków. Obydwaj stali pod równoległą ścianą do tej, przy której siedziałam ja i wściekłym wzrokiem zerkali to na siebie, to na mnie. W mgnieniu oka, doskoczyli do siebie i znowu zaczęli się szarpać.
- Przestańcie! – krzyknęłam i wybiegłam z łazienki kierując się do drzwi wyjściowych.
Nie dbałam o to, czy ktoś mnie zauważy, zresztą, kto mógłby zobaczyć mnie w takim stanie w środku nocy. Zapłakana biegłam przez ciemne ulice śpiącego Londynu w stronę mieszkania Danielle. Miałam nadzieję, że razem z Liamem nie ulotnili się właśnie tam. Po kolejnych dziesięciu minutach marszu byłam już pod drzwiami numer siedemdziesiąt dwa. Wsunęłam klucz do zamka i przekręciłam w prawo. Gdy po odchyleniu wiśniowego drewna zobaczyłam ciemność w mieszkaniu, przez ułamek sekundy na mojej twarzy zagościł uśmiech. Skierowałam się do mojego tymczasowego pokoju i usiadłam na łóżku. Przez chwilę, nie miałam pojęcia co zrobić. Wyciągnęłam telefon w celu sprawdzenia godziny, jednak jak szybko wyciągnęłam urządzenie z torebki, tak szybko je tam schowałam. Trzysta pięćdziesiąt siedem nieodczytanych wiadomości i dwieście sześćdziesiąt trzy nieodebrane połączenia. Po chwili jednak moja ciekawość wzięła górę i powrotem biały iphon trafił w moje chude palce. Odblokowałam telefon i weszłam w pierwszą wiadomość, potem w kolejną i kolejną której nadawcą był oczywiście Nialler.
- Harry? – zapytał podejrzliwie spokojnie mój „wybawca”, zabawnie podnosząc lewą brew – chciałbyś mi może coś powiedzieć?
- Wydaje mi się… - zaczął zielonooki, lecz nie było dane mu zakończyć swojej myśli, ponieważ porywczy blondyn, któremu najwyraźniej oprócz krwi w żyłach towarzyszył także alkohol, a nawet bardzo dużo alkoholu, podbiegł do niego w przerażająco szybkim tempie i rzucił się na niego, niczym wilk na surowe mięso po czym zaczął obkładać go pięściami.
- Niall! Co ty do cholery robisz?! – zaczęłam wrzeszczeć, podbiegając do niego i tłukąc w jego plecy… swoją drogą, bardzo umięśnione plecy.
- Coś, na co ten bydlak zasługuje! Zresztą, zamknij mordę i się nie odzywaj! Po raz kolejny widzę was w dwuznacznej sytuacji! Najlepiej będzie, jeśli stąd wyjdziesz i już tu nie wrócisz. – Syknął z niewyobrażalną ilością jadu w każdym z wypowiedzianych słów, a przed moimi oczami pojawiła się… ciemność.
Myślałam, że mu na mnie zależy, jednak chyba się myliłam… A może zależało, ale już przestało? Ale… ale przecież...ugh! Tak czy siak, to boli. Cholernie.
Momentalnie się od niego odsunęłam i powoli podchodząc do ściany, ukucnęłam podnosząc kolana pod brodę i zaczęłam płakać. Po prostu. To mnie przerasta. Jeszcze niecałe dwadzieścia cztery godziny temu, wszystko było dobrze. Później w najmniej oczekiwanym momencie, zostałam potrącona przez Harry’ego. Następnie, pod wpływem impulsu pocałowałam Horana. To chyba samo za siebie mówi, że coś do niego czuję, pomimo tego, iż nie chciałam tego przyznać, jakaś cząstka mojego serca jest zajęta przez uroczego Irlandczyka… Cała ta chora impreza, śmierć rodziców Eleanor, po raz kolejny straszny Harry. Oziębły Niall. To naprawdę za dużo, jak na jeden dzień. Analizując swoje dotychczasowe życie, zastanawiam się, jaki psychopata pisał scenariusz mojego życia. Istnieje coś takiego jak szczęście? Bo mam wrażenie, że ja wyczerpałam już limit jak na jedno życie. Ale… o ironio! Przecież ja nigdy nie byłam szczęśliwa. Nigdy.
Po kilku minutach szlochania, otarłam wierzchem dłoni rozgrzane policzki i podniosłam głowę nad kolana, aby mieć dobry widok na chłopaków. Obydwaj stali pod równoległą ścianą do tej, przy której siedziałam ja i wściekłym wzrokiem zerkali to na siebie, to na mnie. W mgnieniu oka, doskoczyli do siebie i znowu zaczęli się szarpać.
- Przestańcie! – krzyknęłam i wybiegłam z łazienki kierując się do drzwi wyjściowych.
Nie dbałam o to, czy ktoś mnie zauważy, zresztą, kto mógłby zobaczyć mnie w takim stanie w środku nocy. Zapłakana biegłam przez ciemne ulice śpiącego Londynu w stronę mieszkania Danielle. Miałam nadzieję, że razem z Liamem nie ulotnili się właśnie tam. Po kolejnych dziesięciu minutach marszu byłam już pod drzwiami numer siedemdziesiąt dwa. Wsunęłam klucz do zamka i przekręciłam w prawo. Gdy po odchyleniu wiśniowego drewna zobaczyłam ciemność w mieszkaniu, przez ułamek sekundy na mojej twarzy zagościł uśmiech. Skierowałam się do mojego tymczasowego pokoju i usiadłam na łóżku. Przez chwilę, nie miałam pojęcia co zrobić. Wyciągnęłam telefon w celu sprawdzenia godziny, jednak jak szybko wyciągnęłam urządzenie z torebki, tak szybko je tam schowałam. Trzysta pięćdziesiąt siedem nieodczytanych wiadomości i dwieście sześćdziesiąt trzy nieodebrane połączenia. Po chwili jednak moja ciekawość wzięła górę i powrotem biały iphon trafił w moje chude palce. Odblokowałam telefon i weszłam w pierwszą wiadomość, potem w kolejną i kolejną której nadawcą był oczywiście Nialler.
Gdzie jesteś?
Zadzwoń proszę.
Przepraszam.
Nie chciałem tego powiedzieć.
To nie miało być tak.
Proszę, wybacz mi.
Błagam! Powiedz gdzie jesteś!
Katniss, odbierz, proszę.
Gdzie jesteś?
Odpisz! Odchodzimy tu od zmysłów!
Gdzie jesteś?
Czyżby nagle zaczęli się mną przejmować? Czy oni naprawdę myślą, że jeśli są sławni, mogą mówić i robić co chcą? A gdzie w tym całym bałaganie swoje miejsce mają moje uczucia? Jeśli tak bardzo się o mnie martwią, to chyba powinni sami się do mnie pofatygować a nie wysyłać miliony wiadomości, których i tak nie przeczytam.
Nie wiedząc co ze sobą począć, sięgnęłam po duży, fioletowy zeszyt, który znajdował się pod czarną puchatą poduchą w białe kropeczki. Otwarłam w odpowiednim miejscu i zaczęłam pisać. Słowa, które pojawiały się na czystej powierzchni, były kompletnie bez sensu, jednak to dawało mi pewnego rodzaju… ulgę. Po zapełnieniu kilku stron, sięgnęłam po ołówek i zaczęłam coś szkicować. Wspominałam już, że uwielbiam rysować? Huh, chyba nie. Po jakimś czasie, z przypadkowych kresek zaczęła powstawać twarz. Chwilę później, zorientowałam się, że ta twarz należy do blondyna. Z hukiem zamknęłam zeszyt i rzuciłam go pod łóżko.
Czy to możliwe, że nawet moja podświadomość jest przeciwko mnie? Ugh!
Nie dbając o to, w jakim stanie jestem i co mam na sobie, położyłam się na miękkim łóżku i po chwili pływałam już w krainie morfeusza.
***
Dryń, dryń, dryń
- Halo? – zapytałam zaspanym głosem, ziewając.
- Słuchaj Katniss, nie mam teraz czasu, aby znowu do ciebie przyjechać, więc powiem to przez to piekielne urządzenie, a wiesz jak tego nie lubię. Mam nadzieję, że jeśli powiem raz nie będę musiał się powtarzać.
- Witaj tato, u mnie wszystko w porządku, a u ciebie? – zapytałam z ironią w głosie nie domyślając się kompletnie o co może mu chodzić.
- To nie pora na żarty. Zastanów się, gdzie powinnaś teraz być?
- W krainie morfeusza! Tak, zdecydowanie, powinnam teraz spać!
- A może tak czasami wysil swój mały mózg i pomyśl, co? Chyba nie tak cię wychowywałem.
- Ty mnie nie wychowywałeś. – wtrąciłam – cały czas byłeś w trasach.
- Nie czas teraz na takie wypominanie. Czy wiesz, jaki mamy dzień tygodnia?
- Tato, do rzeczy, spać mi się chce. – ziewnęłam w słuchawkę.
- I właśnie tu jest twój problem! Wiesz gdzie powinnaś teraz siedzieć? Na lekcji, moja droga! Po raz kolejny opuszczasz szkołę! Telefony z sekretariatu się urywają! Co ty sobie myślisz?!
- Dobra, wyluzuj. Ściągnij nogę z gazu. Jutro pójdę do tego prymitywnego, obleśnego budynku, gdzie uczą zakonnice a uczniowie chodzą jak w więzieniu. Ale teraz idę spać, dobranoc tato. – powiedziałam szybko i zakończyłam rozmowę.
Teraz, na pewno nie zasnę, więc nie widzę żadnego sensu w leżeniu na tym wygodnym łóżku. Wygrzebałam się z ciepłej kołderki i ruszyłam w stronę łazienki. Kiedy weszłam do pomieszczenia i spojrzałam w lustro, chciałam uciec i zaszyć się w lasach deszczowych. To, jak teraz wyglądałam, nie opisuje nawet najgorsze przekleństwo. Tłuste, wygniecione włosy i rozmazany tusz wokoło oczu i na policzkach. Szybko ściągnęłam wszystkie wczorajsze rzeczy ze swojego ciała i wskoczyłam pod prysznic. Doprowadziłam do normalności swoją twarz, potem wzięłam się za włosy. Po wykonanych czynnościach, opuściłam łazienkę i skierowałam się z powrotem do pokoju. Po drodze zahaczyłam jeszcze o pokój Dani, jednak nie zastałam tam jej. Ani w kuchni, ani w salonie też nie było widać śladu po dziewczynie. Musiała nie wrócić do domu na noc. Ładnie się z Liamem zabawiła, no ale nie żeby mnie to interesowało.
Kiedy byłam już we właściwym pomieszczeniu, ubrałam duży ciepły sweter w kolorze kremowym w norweskie wzory, dżinsowe rurki i grube szare skarpety ze słodkimi noskami reniferów przy palcach. Następnie podeszłam do lusterka i nałożyłam trochę pudru na policzki a później tusz na moje długie rzęsy. Kidy byłam już mniej więcej w stanie używalności, poszłam do kuchni, zrobiłam sobie kanapki z żółtym serem i kubek kakao i ruszyłam w stronę kanapy, która znajdowała się w salonie. Usiadłam i położyłam nogi na stolik, który znajdował się tuż przed moim siedliskiem. Kiedy zaczęłam jeść swoje wykwintne śniadanie, usłyszałam cichą melodyjkę, która pojawiała się zawsze przy połączeniach. Wstałam i galopem popędziłam w stronę urządzenia z którego wydobywał się ten dźwięk. Kiedy dopadłam do łóżka, znów nie patrząc kto dzwoni bez wahania odebrałam, czego jak się potem okazało, żałowałam.
- Katniss! Dzięki bogu, że w końcu odebrałaś! – odezwał się zmartwiony głos blondyna.
- Jeśli dzwonisz tylko po to, aby mi powiedzieć, że mam się wynosić i już nie wracać… Mogłeś sobie to darować. – odpowiedziałam zimnym tonem.
- Kat… Ja… Ja dzwonię po to, aby cię przeprosić.
- Witaj dwudziesty pierwszy wieku! – zakpiłam.
- Nie za bardzo rozumiem o co ci chodzi. – w tej chwili dało się usłyszeć zdezorientowanie w jego głosie.
- Dwudziesty pierwszy wiek, czas w którym przeprasza się nie osobiście a przez pośrednictwo telefonu.
- Właśnie po to dzwonię!
- Już powiedziałeś po co dzwonisz.
- Ale nie dokończyłem.
- Więc?
- Otwórz drzwi.
- Jakie drzwi?
- Frontowe.
- Nie mam ochoty.
- Katniss, proszę, otwórz.
- Nie, ponieważ ty jesteś po drugiej stronie, a ja nie mam ochoty na ciebie patrzeć. – Tak, wiem. W tym momencie zachowuje się jak dziecko, ale taka już jestem. Chyba się nie zmienię.
- Katniss! Ile my mamy lat? Pięć? Proszę, nie rób niepotrzebnego zamieszania, otwieraj.
Nie odpowiedziałam, rozłączyłam się. Po chwili, usłyszałam walenie w drzwi.
- Katniss! Otwieraj te cholerne drzwi! Otwieraj, albo wywarze je!
- No proszę, pokaż na co cię stać. – podpuszczałam go, kpiąc.
Chwila ciszy… Mocne uderzenie. Trzask.
Cholera! Udało mu się je wywarzyć! On tu idzie. – panikowałam w myślach.
- Zaraz zadzwonię po kogoś, aby naprawili te drzwi. – wyszczerzył się Niall, patrząc na mnie z miną typu „sadziłaś, że ich nie wywalę?”
- Zaraz zadzwonię na policję i oskarżę cię o włamanie!
- Dzwoń. Nic mi nie zrobią. – po raz kolejny blondas wyszczerzył swoje ząbki, które oprawione były przez aparat dentystyczny.
- Ugh! Wyjdź!
- Nie wyjdę, dopóki mnie nie wysłuchasz.
- Nie mam czego słuchać. W nocy powiedziałeś wystarczająco dużo.
- Ale to nie tak! – zaczął bronić się blondyn.
- Mów co chcesz, ja wiem swoje.
- Na miłość boską! Dasz mi to wyjaśnić?
- Nie masz co wyjaśniać. A teraz wyjdź.
- Powinnaś wiedzieć, że nie byłem wtedy sobą. Alkohol we krwi, adrenalina… Ty i Harry w dwuznacznej sytuacji… Proszę, pozwól mi to wyjaśnić.
- Powinieneś wiedzieć, że ludzie pod wpływem mówią szczerze. – fuknęłam.
Tak, wiem. Znowu zachowuje się jak dziecko, znowu nie pozwalam dojść mu do głosu, pomimo, iż serce chce, aby on to jednak jakoś wyjaśnił i żeby znowu było tak jak wcześniej, moja cholerna duma mi na to nie pozwala.
- Powinnaś wiedzieć, że jesteś głupia! Jesteś tak strasznie głupia, że aż wstyd przyznać mi się przed samym sobą, że się w tobie zakochałem! Tak! Zakochałem się! Słyszysz? A może ci to przeliterować? Czy sądzisz, że mógłbym kazać odejść dziewczynie, którą… Chyba kocham? Ale to już chyba nie ma znaczenia… I lepiej, jeśli już pójdę. – powiedział, a raczej wykrzyczał mi to w twarz i zaczął wycofywać się do wyjścia.
Przez pierwsze sekundy, nie ogarnęłam. Po raz drugi w głowie odtworzyłam jego słowa i dopiero teraz doszło do mnie to, co on przed chwilą powiedział. Również chciałam powiedzieć mu co czuję, jednak gdy się ocknęłam jego już nie było. Wyszedł z mieszkania, które było teraz pozbawione drzwi. Przez niego. Nie czekając ani chwili dłużej, wybiegłam za nim. Dogoniłam go dopiero na parterze, kiedy miał zamiar złapać za klamkę.
- Niall! Czekaj!
- Czego chcesz? – odpowiedział sucho, a jego oczy zabłysnęły… Zaraz! Czy w jego oczach znalazły się łzy? Nie! Nie! Nie!
- Wróćmy do mieszkania i porozmawiajmy…
- A czy to ma jakikolwiek sens?
- Ma! Ty masz sens. My mamy sens! – po wypłynięciu tych kilku słów z moich ust, na jego twarzy pojawił się okropnie wielki uśmiech. Podszedł do mnie i przytulił.
________________________________________________
Hej! <3
Zaraz na wstępie, chciałabym przeprosić za moją bardzo długą nieobecność, jednak ilość spraw, które mam teraz na głowie jak gdyby pomnożyła się trzykrotnie plus nie miałam za bardzo pomysłu na nowy rozdział, no ale jakiś tam powstał.
Bardzo dziękuję za 16 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, jeju, naprawdę, dziękuję. <3
Dziękuję też za ponad 5500 wejść! ^^
Liczba obserwatorów bloga wzrosła do czternastu, oh, szalona ja, haha, więc liczę przynajmniej na czternaście komentarzy. Dobrze wiecie, jakie są one motywujące. :)
Dzisiaj chyba na tyle. Muszę uciekać, bo za oknem burza, a ja siedzę i dodaję rozdział. Widzicie jak się poświęcam? hihi, dobra, uciekam. :)
Do kiedyś tam. <3
#kocham #was #misie
dobranoc. <3
oliv x